czółno. Minęłam już wyspę, na której znajdują się ruiny starego opactwa; jezioro było ciche i puste. Na raz w dali ukazało się czółno. Poczęłam na ciebie wołać Morrisie i silniej poruszać wiosłami.
„Na przodzie czółna stał mężczyzna; zdawało mi się, iż poznaję ciebie i spieszyłam ku tobie.
„Czółno płynęło na me spotkanie. Usłyszałam nieznane mi głosy i wybuchy śmiechu, ale już było zapóźno by się cofnąć: „Oto ona! oto ona” wołano, i czółno skierowało się wprost ku mnie.
„W jednej chwili Morrisie zawiązano mi usta jedwabną chustką i znalazłam się na pół żywą na dnie czółna.
„— Widzicie jej czerwony burnus, to niezawodnie ona, — mówiono. — Gdyby król Dermot żył jeszcze, albo król Neil, lub też król Farral, ta dziewczyna byłaby królową.
„— Ładna to zdobycz i dostanie się w udziale milordowi.
„Słyszałam te słowa i czyniłam rozpaczliwe wysilenia by się uwolnić, lecz kilku silnych mężczyzn skrępowało mi nogi i ręce.
„Musiałeś przepłynąć nie daleko od nas Morrisie, gdyś powracał do domu. Może nawet słyszałeś wśród otaczającej nas mgły ich złośliwe śmiechy. Ci ludzie dotykali mnie, oglądali i dyskutowali o mojej wartości, jak nasi rolnicy dyskutują o cenie konia lub wołu.
„Byli to Anglicy.
„Walcz Morrisie, włóż broń w rękę Irlandyi, gdyż duma Anglika nigdy w nas ludzi
widzieć nie zechce; dopóki nie pozna on waszej siły i śmiertelne wasze ciosy go nie dosięgną.
„Na brzegu wsadzono mnie na konia i zasłonięto welonem. W drodze od jeziora do pałacu Montrath, spotkałam nie jednego znajomego. Biedni ludziska przyglądali się koniowi niosącemu tajemniczy ciężar; radziby podnieść zakrywającą mnie zasłonę, lecz otaczająca mnie straż odzywała się ostro, wieśniacy odkrywali głowy, wstrząsali łachmanami i szli w swoją stronę.
„Gwarno było w pałacu Montrath. Przygotowywano pożegnalną biesiadę. Umieszczono mnie w pokoju, w którym znajdowało się już kilka dziewcząt porwanych tak jak ja. Poznałam Magdalenę Lew z Claddagh, Mollę Mac-Duff naszą sąsiadkę i wiele innych.
„Załamywały ręce, wzywały pomocy braci i narzeczonych i płakały. Płakałyśmy razem.
„Gdy nadeszła godzina biesiady, posadzono nas za stołem.
„Na obrusie cieńszym od welonu panny młodej poustawiane były potrawy, których bym nazwać nie potrafiła i których smaku nie znam, najróżnorodniejsze likiery rumieniły się w licznych flaszkach, a szklanki błyszczały na około stołu, jak kryształy w grocie Ranach.
„Odpychałam wszystkie potrawy, usta moje nie dotknęły żadnego trunku.
„Moje towarzyszki, biedne dziewczęta, olśnione blaskiem świateł, upojone ciepłą i odurzającą atmosferą panującą w sali, przestały płakać! Szklanki ich napełniały się i wypróżniały; a blade policzki okryły się rumieńcem. Litość brała Morrisie patrzeć, jak biedne ofiary śmiały się i śpiewały.
„Gdyż śmiały się i śpiewały, zapominając o łzach, które w tej chwili wylewano w ich chatach....
„Nie myślały o rozpaczy swych matek. Czyżby mieli słuszność ci srodzy Anglicy, gdy utrzymują, iż dziecinne lata Irlandczyków, trwają tak długo jak ich życie.
„Jerzy Montrath, który siedział przy mnie, kazał mi śmiać się, pić i śpiewać. Mój opór doprowadzał go do wściekłości, można było sądzić, iż się wstydzi, że ofiara, która się dostała w udziale Jego Wielmożności, jest mniej potulną od innych.
„Niejednokrotnie podniósł rękę by mnie uderzyć. Był pijany. Lecz ja nie ulękłam się.
„Morrisie czemu mnie posądziłeś? czemu nie przyszedłeś spytać się co się dzieje w głębi mego sumienia?
„Rozpustna uczta przedłużała się. Moje nieszczęsne towarzyszki piły, nie zdając sobie sprawy z grożącego im niebezpieczeństwa.
„Pozostałam jedna obojętna, wśród ogólnego upojenia.
„Morrisie, zdawało mi się, iż jesteś przy mnie. Chwilami uszy moje przestawały słyszeć wrzawę uczty i oczy nie widziały rozpłomienionych twarzy. Po Bogu, byłeś jedyną moją tarczą i obroną.
„Było już późno gdy wstano od stołu. Magdalen a Lew i inne moje towarzyszki, poszły chwiejnym krokiem za przyjaciółmi milorda; przez czas jakiś jeszcze, słyszałam ich śpiewy i śmiechy. Potem nastała cisza.
„Co się z niemi stało?
„Lokaje zjawili się w sali, w której pozostaliśmy sami, milord i ja. Milord z trudnością wstał z krzesła, słudzy podtrzymali chwiejące się jego kroki i odprowadzili go do sypialni.
„Tę pierwszą noc mej niewoli spędziłam na modlitwie. A gdy przestawałam modlić się, to myślałam o tobie Morrisie.
„I w chacie Mac-Diarmidów musiano też spędzić noc wśród trwogi i niespokojności, gdyż staruszek kochał mnie czule, a dla synów jego byłam najukochańszą siostrą.
„W kilka dni później znalazłam się pod Londynem, w bogatym pałacu, położonym w blizkości Ryszmondu. Pałac ten był jeszcze okazalszym od pałacu w Montrath, który się tak dumnie wznosi wśród naszych wiosek osamotnionych; lecz nie przyglądałam się
Strona:P Féval Pokwitowanie o północy.djvu/60
Ta strona została przepisana.