Strona:P Féval Pokwitowanie o północy.djvu/61

Ta strona została przepisana.

wspaniałościom tej szlacheckiej siedziby; każda mila, która mnie oddalała od Irlandyi, odejmowała mi resztki odwagi.
„Byłam tak daleko od ciebie Morrisie!
„Lord Jerzy zaledwie przemówił do mnie podczas podróży.
„Przybył do Ryszmondu chory. Męcząca podróż po nużącej pijatyce sprowadziła chorobę i tydzień przeleżał w łóżku. Przez cały ten czas nie widziałam go ani razu. Byłam zamkniętą w małym pokoju, z oknami wychodzącemi na Tamizę. Usługiwała mi angielka, która przemawiała do mnie z ironicznem uszanowaniem.
„Jednej nocy zabrano mi moją odzież irlandzką i musiałam nazajutrz przywdziać szaty wielkiej damy. Było to drobnostką w tak wielkiem nieszczęściu, wydało mi się jednak, iż odebrano mi ostatnie ogniwo łańcucha łączącego mnie z Irlandyą.
„Zostawałam prawie zawsze samą. Czas mi schodził na przyglądaniu się okolicy. Była ona piękną lecz w niczem nie podobną do naszego Connaugth; po drodze przejeżdżali panowie różni z pięknemi paniami. Raz przyszła mi myśl otworzyć okno i wołać o pomoc.
„Wśród tych Anglików i Angielek może się znajdzie jeden człowiek z sercem.
„Lecz pokój mój był więzieniem; okna nie można było otworzyć.
„Później dostałam się do więzienia stokroć cięższego, oczy moje nic nie widzą prócz wilgotnych ścian. Ale wstępując do tego grobu, nie doznałam większej przykrości, jak wtedy, gdy się przekonałam, iż jestem uwięzioną.
„Nadzieja tak łatwo górę bierze u tych, którzy się jeszcze nie oswoili z cierpieniem. Zdawało mi się, że za tem zamkniętem oknem odnalazłabym wolność szczęście, Irlandyę i ciebie Morrisie!
„Próbowałam otworzyć je. Sługa angielka przybyła natychmiast usłyszawszy łoskot i zastała mnie zalewającą się łzami. Była to kobieta młoda jeszcze i na twarzy, której znać było ślady piękności. Nazywała się Marya Wood. Nigdy w jej oczach nie spostrzegłam śladu litości.
„Zwykle, gdy się do mnie zbliżała, na twarzy jej malował się wyraz fałszywej pokory i zarazem szyderstwa. Niejednokrotnie spostrzegłam, iż policzki miała zarumienione, wzrok zamglony i chód chwiejny. Zapach likierów rozchodził się po pokoju gdy się zbliżała.
„— Czego sobie jaśnie pani życzy? — rzekła rzucając na mnie jak zwykle ironiczne spojrzenie.
„— Cóż chcą ze mną zrobić? — zapytałam jej.
„— Milord ma się lepiej, — odrzekła Angielka, — sądzę, iż jutro rano będzie mógł pani oświadczyć, jakie są jego względem niej zamiary.
„Gdy ta kobieta wyszła, padłam na kolana i po chyliłam głowę ku ziemi.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

„To byłeś ty Morrisie, tam w nizinie, w irlandzkiej opończy! Jakże mi serce zabiło! Za pierwszem spojrzeniem poznałam cię.
„Dusza moja rwała się ku tobie; wyciągnęłam ręce i wymówiłam twoje nazwisko.
„Wołałam cię, aż mi tchu i sił zabrakło! Nie słyszałeś mego głosu, szedłeś wzdłóż drogi, spoglądając wciąż na dom lorda Jerzego, ale nie mogłeś mnie dojrzeć za żelazną kratą.
„Byłeś bardzo blady Morrisie, a twój chód świadczył o nużącej podróży. Na zmienionej twarzy malowała się troska.
„Cierpiałam, widząc cię tak smutnym, ale byłam szczęśliwą! Twoja boleść była nowym dowodem twej miłości.
„Przybyłeś by mnie odszukać, przybyłeś z tak daleka, sam jeden, piechotą i pewnie przez całą drogę tylko o mnie myślałeś.
„Szedłeś wciąż naprzód i niebawem na rogu parku miałeś mi zniknąć z oczów.
„Wydało mi się w tej chwili, iż tracąc cię z oczów, tracę moją ostatnią nadzieję.
„Zawołałam cię raz jeszcze, pierś mi się rozdzierała w tym krzyku.
„Słowa zamierały mi w gardle; już cię więcej dojrzeć nie mogłam.
„Padłam na znak. Zamiast ciebie Morrisie, Marya Wood, służąca Angielka zjawiła się na me wołanie, ukazawszy we drzwiach swą fizyognomię zarumienioną od trunku.
„— Niech się pani nie niecierpliwi, — rzekła z szyderczym śmiechem, — milord jest już zdrów i dłużej niż jeden dzień nie będziesz pani na niego czekać.


XIV.
Grób.

„Jak spędziłeś Morrisie ten wieczór? Ja odchodziłam od zmysłów; nadaremnie krwawiłam moje biedne ręce usiłując rozwalić ściany mego więzienia; chciałam też, a była to myśl równie może szalona, pójść upaść do nóg lorda Jerzego i błagać jego litości.
„Po północy, wycieńczona, rozgorączkowana, padłam na łóżko. Śniło mi się, iż jesteś przy mnie, potrzebowałam tylko rękę wyciągnąć by dotknąć twej odzieży, niestety, był to tylko sen.
„Mimo groźnej zapowiedzi angielki, milord nie pomyślał o mnie nazajutrz. Cały dzień oczekiwałam cię Morrisie, spoglądając z po za firanek mego okna, lecz oczekiwałam cię nadaremnie.
„Ale wieczorem, co za radość i nadzieja! W dolinie, w tem samem miejscu, gdzie cię widziałam wczoraj, ujrzałam kilku wędrowców, starca z długiemi bia-