Strona:P Féval Pokwitowanie o północy.djvu/77

Ta strona została przepisana.

Za pierwszem wejściem widziano tylko te trzy osoby, ale przyjrzawszy się bliżej, spostrzegano w napół ciemnym zaułku sali, dwie panie w eleganckich tualetach, siedzące naumyślnie dla nich przyniesionych fotelach. Była to pani Fenella Daws i jej ładna siostrzenica panna Franciszka Roberts.
Fenella nie zdołała usiedzieć spokojnie gdy wprowadzono więźnia. Powstała i przyłożyła do przestraszonych oczów złotą lornetkę.
Szlachetna postawa Milesa Mac-Diarmida i piękność Morrisa, wyrwały jej z ust okrzyk podziwienia. Przybyła tu na widowisko i takowe obiecywało być zajmującem.
Ujrzawszy straszną fizyognomię Allana, zadrżała z zadowolenia; był to prawdziwy typ dozorcy, jak go sobie wyobrażała czytając przerażające powieści Anny Redcliffa. Ta twarz wykrzywiona nadzwyczaj jej się podobała, za górę złota nie oddałaby tego krwawego wzroku, lub tej najeżonej brody, która ją zachwycała.
Nawet Mikołaj Adams, wydał jej się przyzwoitym typem. Była niemal pewną, iż wizerunek podobnego klucznika, już widziała w książkach.
— Trzeba przybyć aż do Irlandyi, — rzekła, zwracając się ku siostrzenicy, — by spotkać podobny koloryt. Powiedz Franiu, czy znajdziesz takiego dozorcę w Newgate, a klucznika jak ten tutaj, nadaremnie szukałabyś we wszystkich więzieniach w Londynie.
Wyjęła z kieszeni ogromny pugilares, w którym suchą spiczastą ręką nagryzmoliła pospiesznie słów kilka.
— Notuję moje wrażenie, — rzekła, — chwytam na papier me myśli. Niczego nie chcę zapomnieć, by módz naszym przyjaciołom w Londynie opowiedzieć wycieczkę do Irlandyi ze wszystkiemi szczegółami.
Frania nic nie odpowiedziała. Aż do przybycia więźnia i jego syna ładna twarz młodej Angielki zachowała wyraz obojętny, nieco surowy. Twarz jej, policzki, czoło, szyja tak zwykle biała, były pokryte silnym rumieńcem, a pierś silnie falowała pod jedwabną suknią.
Patrzała na Morrisa i cała dusza utkwiła jej w oczach.


XVIII.
Wrażenia Fenelii Daws.

Dzień ten miał stanowić epokę w życiu Fenelii Daws. Wiele to ona notatek zbierze w tak krótkim czasie. Wiele głębokich myśli rzuci na papier. Wiele drogocennych kartek dołączy do swego albumu!
Niestety musiała karnetowi powierzać wszystkie swoje wrażenia z podróży! Frania nie była zdolną ją zrozumieć, przepaść istniała między niemi. Pani Daws musiała przyjść do tego przekonania, iż w głębi pospolitego serca młodej dziewczyny nie było i iskierki poezyi. Frania, czyżby kto uwierzył? nie czytała ani jednego wiersza Maryi Reginy Roche, albo panny Porter, lub tuzina innych mglistych poetów, którymi rozkoszowała się jej ciotka!
Na wszystko zapatrywała się swoim zdrowym rozsądkiem, o ludziach umiała wydawać sąd dokładny, delikatny, ale trzeźwy. Mówiła poprostu i nigdy eteryczne wyrażenia nie postały w jej mowie. Czyż podobna by Fenella miała taką siostrzenicę?
A ta istota bez poezyi miała lat ośmnaście, twarz śliczną, piękne włosy i oczy łagodne jak pogodne niebo!
Ślepy losie! czemuż te wszystkie skarby nie dostały się Fenelii Daws, któraby je tak zużytkować umiała?
I musiała milczeć przy tej pospolitej dziewczynie, która czuła poprostu jak wszyscy, a nie umiała wyrażać swych myśli w ujmujących zwrotach. Gdy czasami Frania ożywiała się na widok cudów przyrody, tak hojną ręką rozsianych przez Opatrzność na biednych wybrzeżach Connaught, gdy jej niebieskie oczy były zadumane, natchnione czoło zdawało się błyszczeć pod złotym dyademem blond włosów, Fenella zaczynała mieć nadzieję i dla rozgrzania tego budzącego się zapału, zabierała głos i deklamowała jaką wyuczoną na pamięć poezyę.
Lecz rzecz dziwna! Za pierwszem słowem Frania stygła; spuszczała swe wielkie oczy, ponura chmura zasłaniała jej czoło. Można było sądzić, iż się poprostu nudzi. Fenella ruszała spiczastemi ramionami, przeszywała siostrzenicę pogardliwym wzrokiem i zwracała bezbarwną źrenicę na piękny krajobraz, który usiłowała podziwiać.
Ach! gdyby Frania nie była córką ś. p. Edmunda Roberts, członka parlamentu i chluby rodziny Daws, gdyby Frania nie była wychowaną na pensyi pani Belton, z młodemi panienkami należącemi do najarystokratyczniejszych rodzin, prawdopodobnie Fenella nie znosiłaby nawet jej towarzystwa.
Ale panna Roberts miała takie stosunki i jak to przyjemnie jest módz od czasu do czasu wspomnieć w toku rozmowy, o ś. p. Edmundzie!
Czasami, dzięki pannie Roberts, piękne, herbami ozdobione ekwipaże, zatrzymywały się przed bramą Jozuego Daws, baronowe i hrabiny przychodziły do mieszczańskiego salonu Fenelii. Raz nawet milordowa Montrath usiadła na żółtej kanapie pani Daws.
Milordowa Montrah! Georgiana Montrath, która była koleżanką z pensyi i przyjaciółką Frani.
Dla takiej kompensaty warto było wiele znosić!
Obyczaje kraju, który zwiedzała, Fenella starannie już przestudyowała; mąż jej, z powołania musiał wszystko widzieć, a prowadził ją z sobą wszędzie. Była tedy na uroczystości Św. Patryka, widziała tańce,