świetnym jakim czynem wojennym. Krzyża tego nie nosi się na wierzchu, przyszyty jest pod mundurem na to, aby go zawsze miéć na sobie.
W kilka dni potém Domenich stał nad kolegą, który, położywszy arkusik papieru na bębnie, pomiędzy nogami umieszczonym, z głową nizko schyloną, ciężką i do pióra niewprawną ręką pisał to, co mu dyktował Domenich. Niestety! dzielny ten bohater nie umiał pisać, co przeszkadzało mu zostać podoficerem i wielkiém było zmartwieniem tak dla niego samego, jak i dla przychylnych mu kolegów.
List zawierał co następuje:
„Droga moja Paquito! Mam nadzieję, że jesteś zdrowa i że wszystko dobrze idzie.
„Ja jestem zdrów. Dostałem Krzyż Św. Fernanda. Za co? nie wiem doprawdy. Generał spytał mię, czy nie trafiają we mnie kule, na co ja odpowiedziałem, pokazując mu święty obrazek, w darze od ciebie otrzymany. Mam nadzieję, że się za cztery tygodnie uwolnię i że się wtedy pobierzemy, jeżeli mnie do téj pory nie zapomnisz. Żegnam cię.
Daleko jeszcze było do terminu, oznaczonego przez Pabla, kiedy komendant, Don Vicente, kazał go zawołać do siebie.
— Doktor pułkowy chce cię miéć za ordynansa, mój chłopcze, dlatego, że zręczny jesteś i uczciwy.
— Panie komendancie, niech mnie pan komendant od tego uwolni! Nie mogę iść w służbę. Z dobréj jesteśmy rodziny, i z dziada pradziada panamiśmy na własnym gruncie byli. Nie mogę zostać służącym!
— Jakto, Domenich! ty, najporządniejszy, najposłuszniejszy w całéj armii żołnierz, dziś po raz piérwszy uledz nie chcesz rozkazowi? Pamiętaj o tém, że to, co nazywasz służbą, jest twoim obowiązkiem, jako w służbie u króla zostającego.