— Świńskie jedzenie! dla psów chyba! — kilkakrotnie mruknął doktor.
Potém, wypluwszy co miał w ustach, z wściekłością cisnął talerzami o ziemię i wymierzył Pablowi policzek.
Pablo wyskoczył z pokoju i znikł wśród ciemności nocnych. Doktor pozostał na miejscu nieruchomy i jakby nagle wytrzeźwiony. Przypominał sobie prośbę Pabla i wstyd go zdejmował na widok porozrzucanych po podłodze szczątków talerzy i jadła. Podszedł do okna, w które biła ulewa. Spojrzał na zegarek, zobaczył, że się spóźnił o półtory godziny; ogarnęło go uczucie niezadowolenia i trwożnéj jakiéjś obawy, serce mu się ściskało w piersi.
Stał w oknie, wyglądając powrotu Domenicha. Świéce topiły się, chwiały się ich płomienie w przeciągu od niedomkniętych okien zalatującego powietrza. Don Ramon tam i napowrót chodzić zaczął po wązkiéj izdebce swojéj.
— Zły dzień! — myślał. — Kilka operacyi nieudanych, a w dodatku takie upokorzenie! — Przywodził sobie na pamięć częste swe wybuchy, które Pablo znosił zawsze bez szemrania. Każda scena tego rodzaju stawała mu teraz przed oczyma, ale do przesady zwiększona. O! ale co teraz, to postara się wynagrodzić wyrządzoną niesprawiedliwość: kupi dla novii pierścionek, pomoże młodemu małżeństwu do zagospodarowania się....
Ale darmo się zatrzymywał, na każdy szelest nastawiając ucha: nic, niczyich kroków słychać nie było, deszcz tylko z pluskiem spływał po szybach.
Znużony, rzucił się wreszcie Don Ramon na łóżko, pogasiwszy światła. Długo sen z powiek jego uciekał: zaledwie się zdrzémnął, zdawało mu się, że słyszy kroki Pabla i zrywał się ze snu co chwila, aż wreszcie zmęczenie pokonało w nim bolesne ściśnięcie serca, oraz chęć okupienia błędu, i Don Ramon usnął snem twardym.
Pablo tymczasem błąkał się po polu, jak szalony.
Czasem, gdy przy świetle błyskawic ujrzał krzyż, wynurzający się z ciemności, klękał, probując się modlić. Ale mo-