matka była kiedyś. W wolnych od zajęć chwilach, ojciec niczem innem prócz niej, nie zajmował się.
Matka całkowicie ugrzęzła w gospodarstwie; ręcę jej zgrubiały, nos stracił swój dawny kształt a skronie mocno zapadły. Cała postać zgięła się wskutek przyzwyczajenia schylania się nad patelnią. Ojciec z matką widywali się z sobą jedynie w czasie obiadu i w nocy. Nie kłócili się z sobą, ale między nimi nie było nic a nic z tego, co było kiedyś... Córka stała się jedyną radością ojca. Można było powiedzieć, że był on w niej wprost zakochany; rzekłbyś, widział on w niej odrodzoną matkę i rzekłbyś, jego pierwsze uczucia, które tak prędko rozwiały się, znowu zbudziły się w nim. W stosunku do niej był prawie nieśmiały i nigdy nie wchodził do jej pokoju, gdy rozbierała się na noc...
Ubóstwiał ją.
Razu pewnego, nad ranem, córka leżała w łóżku, nie mając jakoś chęci wstać. Matka sądziła, że dziewczynka udaje, aby nie pójść do szkoły, ale ojciec posłał po lekarza. Przyszedł lekarz. Stwierdził dyfteryt. Ojciec z matką zmuszeni byli wynieść się stąd wraz z resztą dzieci. Ale ojciec nie chciał wyjechać. Matka odjechała, on zaś pozostał przy chorem dziecku.
Chora leżała w swym pokoju. W mieszkaniu nakadzono siarką do tego stopnia, że aż pozłota na ramach i wszystkie srebrne przedmioty na toaletce zczerniały. Ojciec odchodził od zmysłów; przechodząc przez puste pokoje i kładąc się w nocy sam
Strona:Pamiętnik Adama w raju.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.
117