Rozkoszna Wanda, albo też, jak opiewał paszport, wydany na jej nazwisko, obywatelka Anastazja Postronek, po wypisaniu się ze szpitala, znalazła się w położeniu, w jakiem dotychczas jeszcze nigdy nie była: bez dachu nad głową, i bez grosza w kieszeni. Co począć?
Pierwszą rzeczą było udać się do lombardu i zastawić pierścionek z turkusem, jedyny posiadany przedmiot wartościowy. Za pierścień dano jej rubla, ale cóż to jest rubel! Za takie pieniądze nie da się kupić ani modnej krótkiej salopki, ani okazałego kapelusza, ani pantofelków bronzowych, a bez tego wszystkiego ta rozkoszna istota czuła się niemal nagą. Zdawało jej się, że nietylko iudzie, lecz nawet konie i psy patrzą na nią i śmieją się z jej lichego ubioru, więc też myślała tylko o kostjumie, pytanie zaś, gdzie będzie nocować i co jeść — nie dręczyło jej ani trochę...
— Żeby też choć znajomego frajera spotkać... — myślała. Pożyczył by pieniędzy... Żaden by mi nie odmówił, przecież jestem ładna.
Ale żadnego znajomego nie spotkała. Nie trudno byłoby go spotkać wieczorem w „Renaissansie”, ale do Renaissansu nie wpuszczą w takiem obszarpanem ubraniu i bez kapelusza. Co tu począć?