krymki noszą pod czapkami, z Żydami nie cierpią się wzajemnie. Nie dostało mi się nigdzie więcej ich widzieć, tylko w jednym Łucku, gdzie może ich być na 80 gospodarza.
Czwarta wiara luterska, 5-ta kalwińska. Tych dwoch wiar jest dosyć znaczna liczba po miastach i miasteczkach wielkopolskich, mianowicie nad granicą szląską, brandeburską i w Prusach. Jest dosyć familij szlacheckich lutrów i kalwinów, osobliwie w Wielkiej Polszcze i w Litwie, a oprócz tego znajdują się w Krakowskiem, Sandomirskiem i Lubelskiem. Po niektórych miastach mieli pod panowaniem Augusta III swoje kościoły i oratoria jako też szkoły dla swojej młodzieży. Nie mieli jednak liberum exercitium obrządków swoich prócz w jednem Lesznie w Wielkiej Polszcze i w drugiej Wschowie, w których dwóch miastach większa połowa mieszczan składa się z dyssydentów. W Lesznie lutrzy i kalwini mają swoje kościoły. Miasto Wschowa z dawnych praw swoich nie przyjmuje dotąd żadnego kalwina. Sami tylko są lutrzy i katolicy. Mieli także lutrzy i kalwini po wielu wsiach i miastach kościoły, tak zdawna prawami polskiemi pozwolone, jako też podczas rewolucyj szwedzkich przy protekcji tych monarchów jako dyssydentów powystawiane, które niektórzy panowie polscy katolickiego wyznania odbierali im za dekretami trybunalskiemi albo też gwałtowną mocą wywracali.
Tak robił niejaki Bonkowski miecznik poznański. Ten jeździł z dragonją nadworną Krzysztofa Szembeka prymasa, od przysłowia, które miał w mowie, nazwanego Balebale. Gdzie tylko dyssydenci nie mogli pokazać na swój kościół czyli, jak przedtem nazywano, krypel, prawa od Rzeczypospolitej albo choć mieli prawo, ale od biskupa do reparacji jego, gdy się podstarzał, nie mieli pozwolenia, a reparowali wszędzie, takowe kryple burzył lub podcinał. Jeżeli zaś gdzie dyssydenci oparli mu się mocą i nie dozwolili burzenia krypla swego, pozywał takowych do Trybunału, albo też dyssydenci o gwałtowność poniesioną na kryplu lub osobach swoich jego pozywali, tak że Regestr Arianismi, który wtenczas był w Trybunale i do którego sprawy religji należały, pełen był zawsze spraw Bonkowskiego przeciw rozmaitym dyssydentom. Dla czego pospolicie nazywano go plenipotentem Pana Jezusa, na której plenipotencji całe życie pilnowanej stracił dziedziczną fortunę ziemską w nadzieję otrzymania za to niebieskiej. Prymas Szembek wyżej wzmiankowany, będąc wielce świątobliwym i pragnącym wytępienia heretyków, dodawał mu znacznie pieniędzy na ten interes, który jednak żadnego skutku nie miał, bo panowie inni, chcąc mieć miasta i wsie jak najludniejsze, zewsząd dyssydentów do swoich dóbr przyjmowali. W miastach także królewskich i ekonomjach pod panowaniem saskiem za protekcją ministra dyssydenta wielu Sasów lutrów osiadało, którzy, smakując sobie w polskim chlebie i mając się z niego dobrze, niewiele o to dbali, że im kryplów stawiać nie pozwalano, obywając się dawnemi, które utrzymanemi być mogły; a tak żarliwość kilku nie przemogła protekcji
Strona:Pamiętnik Literacki. Rocznik XXVII (1930) Niedrukowany rozdział Opisu obyczajów Kitowicza.djvu/03
Ta strona została uwierzytelniona.