dzie w prawdziwym Kościele Chrystusowym, który jest jeden katolicki rzymski, dlatego nie mam co o tej nauce pisać. Ale drugi jej podział, pobożność, ten że się odmienia w ludziach podług okoliczności, raz się natężając, drugi raz słabiejąc, przeto o pobożności katolickiej za czasów Augusta III jest co pisać, i zda mi się, że ten opis pobożności dawniejszej będzie nowym wizerunkiem przyszłemu Polakowi.
A najprzód zaczynam od powszechnego wszystkim pospolitego nabożeństwa, które się odprawia po kościołach. To bywało bardzo często, osobliwie w wielkich miastach z wystawieniem Najświętszego Sakramentu, z kazaniami i procesjami wewnątrz kościoła, które nabożeństwa ogłaszali duchowni przez kotły i trębaczów przed tym kościołem w wieczór, w którym się nazajutrz takowe nabożeństwo odprawiać miało, na które nabożeństwo schodzili się gromadnie prawowierni obojej płci, a nawet wielcy panowie i panie. W kościołach jezuickich codzień rano o godzinie siódmej odprawiała się msza z wystawieniem sakramentu Ciała Pańskiego w puszce, z śpiewaniem przed mszą O salutaris Hostia (są to dwie ostatnie strofy z hymnu na Boże Ciało, znajdującego się w pacierzach kapłańskich) i dawaniem przeżegnania ludowi tąż puszką. Po mszy śpiewał kapłan z ludem Święty Boże, potem powtarzającym trzy razy Salvum fac, co także jest na końcu hymnu znajomego Te Deum laudamus. Na ostatku zaczął modlitwę śpiewanym głosem Fiant Domine, którą lud kończył, a kapłan na tych słowach regionem istam, dając powtórne przeżegnanie, chował puszkę do ciborium. Na tę mszą schodziło się najwięcej pospólstwa, a jeżeli z dystyngwowanych, to szczególniej nabożniejsi, którzy mogli raniej wstawać, bo inni panowie i panie, lubiące długo sypiać i nie chcące się pokazać, tylko wystrojone, nie przybywały do kościołów rychlej jak na wielkie nabożeństwo przed południem.
Oprócz nabożeństw uroczystych schodzili się panowie i pospólstwo na nabożeństwa parochjalne co święto i co niedziela na mszą śpiewaną i na kazanie jako też na nieszpory. Gdzie się znajdował kaznodzieja lepszy, tam bywał większy nacisk ludu, tak że kościoł objąć ich nie mógł. A nie tylko w dni święte, ale też i w dni powszednie ztrudna kto mający czas wolny opuszczał mszą świętą. Po wsiach zaś mięszkająca szlachta, jedni możniejsi, którzy mieli pozwolenie od zwierzchności duchownej na kaplice, trzymali kapelanów, którzy dla państwa i służących mniej zatrudnionych codzień mszą św. odprawiali, a w wieczór zszedłszy się wszyscy do kaplicy odprawiali nabożeństwo, pospolicie z litanjów różnych i pieśni tudzież modlitew złożone, po którem wziąwszy od kapelana pokropienie święconą wodą na wczas się rozchodzili. W święta zaś uroczystsze zjeżdżali się na nabożeństwo do parochjalnego kościoła albo do jakiego bliższego, mianowicie do zakonników, u których więcej niż w parochjalnym kościele bywać zwykło nabożeństwa. Który zaś szlachcic nie chował kapelana, tedy sam z domownikami swymi nabożeń-
Strona:Pamiętnik Literacki. Rocznik XXVII (1930) Niedrukowany rozdział Opisu obyczajów Kitowicza.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.