mniéj bogaty i nie może wiele książek kupować, — lecz swoje książki, zarówno w szkole, jak i te, które mu darowują rodzice lub krewni, szanuje bardzo, każdy zaś sold, który mu dadzą, odkłada, zbierając grosz do grosza, i następnie wydaje w księgarni; w ten sposób złożył już sobie mały księgozbiór, a gdy jego ojciec spostrzegł, iż ma to zamiłowanie, kupił mu piękną szafkę z orzechowego drzewa, z zielonemi firaneczkami, i kazał pooprawiać dla niego prawie wszystkie tomy w takie barwy, w jakie on sam życzył. Tak więc teraz podchodzi Stardi do szafy, pociąga za sznurek, zielona firanka usuwa się na bok i ukazują się trzy szeregi książek barw rozmaitych, wszystkie w porządku, nowe, świecące, ze złotemi tytułami na grzbiecie oprawy, powieści, podróże, poezye; a jest też wiele książek z rysunkami. A on umie dobrze dobierać barwy: tomy białe stawia obok czerwonych, żółte obok czarnych, niebieskie przy białych, tak, że pięknie wyglądają i że je widać zdaleka; a od czasu do czasu to się zabawia zmienianiem szyku na inny. Już sobie katalog sporządził. Jest niby bibliotekarzem. Wiecznie ma z temi książkami robotę: to je z kurzu wyciera, to przegląda, to opatruje oprawę; a trzeba widzieć, z jaką to uwagą, jak ostrożnie otwiera je temi swemi grubemi, krótkiemi rękami, dmuchając między karty, — to téż wszystkie wydają się nowiuteńkie. A ja, com tyle już książek poniszczył!... Jakaż to uciecha dla niego, za każdą książką, co kupi, wygładzać ją, chować do szafy, znów ją wyjmować, aby na wszystkie strony oglądać, i strzedz
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.