— Franti! precz ze szkoły!
A on odpowiedział:
— To nie ja! — lecz się śmiał.
Nauczyciel powtórzył:
— Idź precz!
— Ani się ruszę! — odpowiedział.
Wówczas nauczyciela opuściła cierpliwość, rzucił się na niego, chwycił go za ramiona, wyciągnął z ławki. On się szamotał, wyszczerzał zęby; nauczyciel musiał go siłą wywlec z klasy i niemal na rękach zanieść do dyrektora. Po niejakiéj chwili powrócił sam jeden i usiadł przy stole, głowę w obie dłonie ująwszy, zdyszany, z wyrazem takiego znękania i takiej boleści, że litość brała nań patrzeć.
— Po trzydziestu latach, jak uczę dzieci! — zawołał smutnie, kiwając głową.
Wszyscy milczeli. Ręce mu drżały od gniewu, a owa prosta zmarszczka, która mu czoło przedziela, stała się tak głęboką, iż wyglądała jak blizna. Biedny nauczyciel! Wszyscy go żałowali. Derossi wstał i powiedział:
— Panie nauczycielu, niech się pan nie martwi. My pana nauczyciela tak wszyscy kochamy.
Wówczas nauczyciel nieco twarz rozjaśnił i powiedział:
— Wróćmy do lekcyi, dzieci.
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/118
Ta strona została uwierzytelniona.