wyskoczy, i błyski obnażonych szabel, młynkujących w powietrzu, spadających na głowy, plecy i karki Austryaków. Wówczas oddział, uszykowany na dole, wypadł z bagnetami przez drzwi na zewnątrz — nieprzyjaciel się zachwiał, cofnął, pierzchnął, pozostawiwszy plac wolny; dom został przy naszych i w krótce potém dwa bataliony piechoty włoskiej i dwa działa zajęły wzgórze.
Kapitan z żołnierzami, którzy mu pozostali, połączył się z swoim pułkiem, jeszcze walczył i w ostatniéj potyczce na bagnety odniósł lekką ranę w lewą rękę przez odłamek granatu.
Dzień się zakończył zwycięztwem naszych. Ale dnia następnego, gdy znowu bitwa zawrzała, Włosi zostali pokonani, pomimo walecznego oporu, przez Austryaków, o wiele liczniejszych, i rankiem, dwudziestego szóstego, musieli smutni i przygnębieni cofnąć się ku rzecze Mincio. Kapitan, chociaż raniony, odbył drogę pieszo, na czele swoich znużonych i milczących żołnierzy, i przybywszy nad wieczorem do Goito nad Mincio, zaraz szukać zaczął swego porucznika, którego służba polowego lazaretu zabrała była z owéj bronionéj wyżyny omdlałego, ze strzaskaném ramieniem i który zatém musiał się już tutaj znajdować. Wskazano mu pewien kościół, gdzie tymczasowo urządzono szpital dla rannych. Poszedł tam zaraz. Kościół
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.