Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dość tego, dość — rzekł kapitan, patrząc na niego i cofając rękę, którą chłopiec pragnął zatrzymać; — myśl o sobie, zamiast myśleć o innych, bo to i błahe rzeczy, gdy się je zaniedba, mogą stać się groźnemi.
Mały dobosz potrząsł głową.
— Ale ty — powiedział kapitan, przyglądając mu się uważniéj, — ty musiałeś chyba wiele krwi utracić, skoroś tak osłabł.
— Wielem krwi utracił? — rzekł chłopak z uśmiechem. — Gdybyż tylko na utracie krwi się skończyło! Ale, patrz pan, panie kapitanie.
I odrazu ściągnął przykrywającą go zasłonę.
Kapitan cofnął się o krok jeden, przerażony. Chłopiec miał już tylko jednę nogę — lewą nogę odcięto mu powyżej kolana. Miejsce, gdzie dokonano amputacyi, okręcone było zakrwawionemi bandażami. W téj chwili przechodził lekarz wojskowy, mały i gruby, bez munduru, z zakasanemi po łokcie rękawami koszuli.
— Ach! panie kapitanie — rzekł pośpiesznie, wskazując na małego dobosza, — oto nieszczęśliwy wypadek. Noga dałaby się była uratować jak nic, gdyby jéj nie nadwerężył sam w tak szalony sposób... zapalenie okropne... nie było rady, musieliśmy ją uciąć czémprędzéj. O, ale... to dzielny chłopak; podczas operacyi ani jęknął, ani