— Moja teka?
Matka uratowanego chłopca pokazała mu ją, płacząc, i powiedziała:
— Ja ci ją przyniosę, drogi aniołku, sama przyniosę.
A mówiąc to, podtrzymywała ramieniem matkę ranionego, która zakrywała sobie twarz rękami.
Wyszli, położyli chłopca w powozie, powóz odjechał powoli. I wówczas w milczeniu wróciliśmy do szkoły.
Wczoraj wieczorem, podczas gdy nasz nauczyciel udzielał nam wiadomości o biednym Robettim, który będzie musiał chodzić o kulach, wszedł dyrektor z nowym uczniem, chłopcem o bardzo ciemnéj twarzy, czarnych włosach, dużych i czarnych oczach, gęstych, zrośniętych brwiach, w ciemném ubraniu i w czarnym skórzanym pasie. Dyrektor mówił coś przez chwilę na ucho naszemu nauczycielowi, potém odszedł, pozostawiwszy przy nim chłopca, który patrzył na nas swemi wielkiemi, czarnemi oczami tak, jakby był nieco przestraszony. Wówczas nauczyciel wziął go za rękę i powiedział do klasy:
— Powinniście się cieszyć, dzieci. Dziś wstępuje do szkoły mały Włoch, który się urodził w Reggio, w Kalabryi, daléj niż o pięćset mil ztąd odległéj. Pokochajcie tego waszego brata,