może im śmierć sprowadzić! Są oni z tego względu podobni do synów żołnierzy, których ojcowie znajdują się na wojnie. Murarczuk patrzył, patrzył, i drżał coraz silniej, aż mój ojciec to spostrzegł i powiedział mu:
— Idź, idź, chłopcze, do domu, idź zaraz do twego ojca, a znajdziesz go spokojnym i zdrowym, idź!
Murarczuk poszedł, oglądając się za każdym krokiem poza siebie. Tymczasem tłum ruszył dalej, a kobieta wołała ciągle rozdzierającym duszę głosem:
— Nie żyje! Nie żyje! Nie żyje!
— Żyje, żyje, nie umarł — mówili jéj wszyscy. Lecz ona nie słyszała tego i włosy sobie rwała na głowie. Wtém usłyszałem, jak jakiś głos pełen oburzenia zawołał:
— Ty się śmiejesz!?
I spostrzegłem jednocześnie człowieka z dużą, czarną brodą, który utkwił pałające oczy we Frantim, co się jeszcze uśmiechał.
Wówczas ów człowiek, wymierzywszy mu silny policzek, czapkę jego rzucił na ziemię i rzekł:
— Głowę odkryj, łotrze, kiedy przeciąga orszak z ranionym przy pracy!
Tłum już się był oddalił, a na bruku długie pasmo krwi pozostało.
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.