— Chodź! — powtórzył posługacz, wchodząc.
Chłopiec uzbroił się w odwagę i poszedł za nim, rzucając pełne obawy spojrzenie na prawo i na lewo, na blade, wychudzone twarze chorych, z których jedni mieli oczy zamknięte i wyglądali jak nieżywi, inni patrzyli w górę szeroko rozwartemi, nieruchomemi oczami, jakby przerażeni. Niektórzy jęczeli jak dzieci. W sali mrok panował, powietrze nasycone było ostrym zapachem lekarstw. Dwie Siostry Miłosierdzia przesuwały się między łóżkami, z buteleczkami w ręku. Znalazłszy się w głębi sali, posługacz zatrzymał się przy wezgłowiu jednego z łóżek, odchylił zasłony i rzekł:
— Oto twój ojciec.
Chłopiec wybuchnął płaczem i, upuściwszy na podłogę zawiniątko, głowę przytulił do ramienia chorego i jedną ręką uchwycił za jego rękę, która nieruchomie leżała na kołdrze. Chory się nie poruszył.
Chłopiec wstał, spojrzał na ojca i po raz drugi wybuchnął płaczem. Wówczas chory zwrócił na niego zwolna swoje oczy i zdawało się, iż go poznał. Lecz jego usta nie poruszyły się wcale, Biedny tato, jakże był zmieniony! Syn nigdyby go nie poznał. Włos mu posiwiał, broda urosła, miał twarz nabrzękłą, ciemno-czerwoną, na któréj skóra była jakby naciągnięta, błyszcząca, oczy sta-
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.