rozumiejąc, słucha z zadowoleniem tego głosu, tak niezwykłego, w którym dźwięczały miłość i smutek. I w taki sposób upłynął dzień drugi, trzeci i czwarty, wśród chwilowych małych polepszeń i nagłych zmian na gorsze; a chłopiec był tak oddany pielęgnowaniu chorego, iż zaledwie dwa razy dziennie nieco chleba z serem przegryzał, które mu przynosiła zakonnica, i prawie nie widział tego, co się działo dokoła — ani chorych blizkich skonania, ani nadbiegania niespodzianego Sióstr Miłosierdzia w nocy do umierających, ani płaczu i rozpaczy odwiedzających, co odchodzili pozbawieni nadziei, ani wszystkich tych scen, pełnych żałoby i bólu życia szpitalnego, które w innych warunkach niezawodnieby go przeraziły i wzruszyły do głębi.
Godziny, dnie upływały, a on był ciągle tam, przy swoim tacie, uważny, troskliwy, baczny na każdy ruch chorego, drżący za każdem jego westchnieniem, za każdem jego spojrzeniem, wstrząsany bezustannie to nadzieją, która rozjaśniała mu duszę, to znów zwątpieniem, które ściskało mu serce.
Piątego dnia niespodzianie stan chorego znacznie się pogorszył. Lekarz, zapytany, pokiwał głową, jakby chciał powiedzieć, że już wszystko skończone, a chłopiec padł na krzesło i wybu-
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.