— Idź, dziecko — powiedział lekarz. — Możesz wracać do domu, twój zacny czyn już spełniony. Idź i niech ci Bóg szczęści, niech cię błogosławi, boś ty wart tego. Bywaj zdrów chłopczyno.
Zakonnica, która się była oddaliła na chwilę. wróciła z bukiecikiem fijołków, wyjętym ze szklanki na oknie, i podała go chłopakowi, mówiąc:
— Nic innego dać ci nie mogę. Zachowaj to na pamiątkę szpitala.
— Dziękuję — odpowiedział chłopiec, biorąc fijołki jedną ręką, a drugą ocierając łzy; — ale taką długą drogę mam odbyć piechotą... zgniótłbym go. zepsuł.
I rozwiązawszy bukiecik, rozsypał fijołki po łóżku zmarłego, mówiąc: — Zostawię je na pamiątkę temu biedakowi. Dziękuję, siostro. Dziękuję, panie doktorze.
Potém, zwracając się ku zmarłemu dodał:
— Żegnam ciebie...
I podczas gdy w myśli szukał odpowiedniej nazwy, którąby mógł mu dać, z serca na usta wybiegło mu słodkie imię, które mu od dni pięciu już dawał, i wyrzekł z cichym płaczem:
— Żegnam ciebie, biedny tato!
To powiedziawszy, wziął swoje zawiniątko i powoli, gdyż był bardzo znużony, wyszedł. Na niebie płonęła zorza poranna.
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.