Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

ne zasłony i gasi lampy, i oto już po zarobku! Muszą zwracać pieniądze, za bileta pobrane, i przez cały wieczór naprawiać szkody, poczynione w szopie. Mają tam dwóch chłopaków, którzy pracują; ojciec mój poznał jednego z nich, mniejszego, kiedy przez plac przechodził; jest to syn samego właściciela cyrku, ten sam, któregośmy widzieli wyprawiającego różne sztuki na koniu, zeszłego roku, w cyrku na placu Wiktora Emanuela. Urósł od tego czasu, może mieć lat osiem; jest to ładny chłopak, śliczna, figlarna buzia, okrągła, otoczona kędziorkami czarnych włosów, które się wymykają z pod czapki wysokiej, w kształcie głowy cukru. Ubrany jest za pajaca, w rodzaj jakiegoś białego worka z rękawami, z czarném wyszyciem, i ma trzewiki płócienne. Zwinny, żywy jak ogień. Wszystkim się podoba. Cały dzień w pracy. Widzimy go raniutko, jak owinięty w chustkę niesie mleko do swojej budy; potém idzie po konie do stajni przy ulicy Bertola; niańczy i kołysze na ręku małego dzieciaka, przenosi obręcze, kozły drewniane, sztaby, powrozy; zamiata swoje omnibusy, rozpala ogień, a w chwilach odpoczynku zawsze jest przy swojéj matce. Mój ojciec ciągle nań z okna pogląda i ciągle mówi o nim i o jego rodzicach, którzy wydają się być dobrymi ludźmi i swoje dzieci widocznie kochają.
Pewnego wieczora poszliśmy do cyrku; było zimno, cyrk był niemal pusty; lecz niemniej mały pajac wszelkich starań dokładał, aby rozbawić tych nielicznych widzów: wyprawiał salto-mortale, czepiał się ogonów koni, chodził na rękach noga-