Nauczyciel nasz bardzo chory — w jego miejsce przysłano nam nauczyciela z klasy czwartéj, który przez długi czas dawał lekcye w Instytucie ociemniałych; jest on najstarszym w naszéj szkole, taki biały, iż wygląda jakby miał na głowie perukę z waty, i mówi tak, jakby nucił jakąś smutną piosenkę, ale to mile brzmi; wogóle bardzo to przyjemny staruszek i bardzo dużo umie. Zaledwie wszedł do klasy, widząc chłopca z zawiązanem okiem, zbliżył się do niego i zapytał, co mu jest.
— Szanuj oczy, moje dziecko — powiedział.
A wówczas Derossi go spytał:
— Czy to prawda, panie nauczycielu, że pan był nauczycielem ociemniałych?
— Tak, przez lat wiele — odrzekł.
A Derossi powiedział półgłosem:
— Żeby to nam pan nauczyciel co o tem opowiedział...
Nauczyciel odszedł, aby usiąść przy swoim stole. Koretti powiedział głośno:
— Instytut ociemniałych znajduje się przy ulicy Nicejskiéj.
— Wy mówicie: ociemniali — rzekł nauczyciel — tak, jakbyście powiedzieli: chorzy, ubodzy, albo jeszcze jacyś inni biedacy. Lecz czyż dobrze rozumiecie znaczenie tego wyrazu? Pomyślcie trochę nad tém. Ociemniali! Być ocie-