sobie czasami swego nauczyciela z trzeciéj klasy, który ciebie kochał.
Na te słowa na płacz mi się zebrało.
— Nachyl głowę — powiedział mi.
Pochyliłem się nad nim; on mnie pocałował w głowę. Potém rzekł jeszcze:
— Idź — i twarz odwrócił do ściany.
A ja pędem zbiegłem na dół po schodach, gdyż czułem potrzebę ucałowania czemprędzej mojéj mamy.
Patrzyłem na ciebie przez okno dzisiejszego wieczora, kiedyś wracał od nauczyciela: potrąciłeś jakąś kobietę. Zwracaj większą uwagę na to, jak chodzisz na ulicy. I tam również są obowiązki. Skoro dajesz baczenie na twoje kroki i ruchy w domu, czemużbyś nie miał czynić tego samego na ulicy, która jest jakby domem wszystkich? Pamiętaj, Henryku. Za każdym razem, gdy spotkasz zgrzybiałego starca, ubogiego, kobietę z dzieckiem na ręku, kalekę o kulach, człowieka zgarbionego pod ciężarem, który dźwiga, rodzinę ubraną w żałobę, — z uszanowaniem usuń się im z drogi, mój synu; my powinniśmy szanować starość, nędzę, miłość macierzyńską, kalectwo, słabość, pracę, śmierć. Za każdym razem, gdy spostrzeżesz jaką osobę, na którą powóz najeżdża,