Krossiego, handlarkę jarzyn, pytając ją, jak się ma biedny chłopczyna z pierwszéj klasy, towarzysz mego brata, który mieszka w tym samym domu co i ona, w podwórzu, i jest niebezpiecznie chory. Zdaje się, że szkoła równa wszystkie stany, że wszystkich czyni przyjaciółmi.
Wczoraj wieczorem byłem świadkiem wzruszającéj sceny. Już od dni wielu przekupka jarzyn, przechodząc obok Derossiego, patrzyła nań z wyrazem serdecznym, miłosnym; bo Derossi, po owém odkryciu, które uczynił co do kałamarza i więźnia z pod 78 numeru, przywiązał się do Krossiego, tego, co ma uschniętą rękę, i pomaga mu w nauce w szkole, podpowiada mu odpowiedzi, daje mu papier, pióra, ołówki: słowem jest dlań jakby bratem, jakby mu chciał wynagrodzić to nieszczęście, które nań spadło z powodu jego ojca, a o którém nic nie wie. Więc już od dni wielu przekupka jarzyn patrzyła — jak mówiłem — na Derossiego, i zdawało się, iż trudno jéj oczu od niego oderwać, bo to dobra, poczciwa kobieta, która żyje, jedynie dla swego chłopaka, a Derossi, który mu pomaga i na przód go wysuwa, Derossi, który jest panem całą gębą i pierwszym uczniem w klasie, jej się wydaje jakimś królem, jakimś świętym.