Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

Derossi powiedział jéj, że nie, wcale nie, i odszedł, podczas gdy ona powtarzała z zachwytem:
— O, cóż to za dobry chłopiec! Jeszczem nigdy nie widziała tak ładnego i dobrego panicza!
I zdawało się, że na tem wszystko się skończyło. Ale otóż, po południu, o czwartéj, zamiast matki Krossiego zbliża się jego ojciec, ten biedak z twarzą wynędzniałą i smutną. Zatrzymał Derossiego i z wyrazu, z jakim nań patrzył, odgadłem zaraz, że on podejrzewa, iż Derossi musi znać jego tajemnicę; popatrzył nań uważnie i rzekł smutnym i serdecznym głosem:
— Panicz pokochał mego syna... Za co go panicz tak pokochał?
Derossi cały sponsowiał na twarzy. Chciałby odpowiedziéć: „Kocham go, bo jest nieszczęśliwy; bo i ty także, jego ojciec, byłeś bardziéj nieszczęśliwy niż winny, i odpokutowałeś szlachetnie twoją zbrodnię i masz serce poczciwe.” Ale zabrakło mu odwagi do powiedzenia tego, bo doznawał jeszcze pewnéj obawy i jakiéjś niemal odrazy do tego człowieka, co krew ludzką przelał i przez lat sześć siedział w więzieniu. Ale tamten odgadł wszystko, i, głos zniżając, powiedział na ucho Derossiemu, niemal drżąc:
— Kochasz mego syna, ale nie nienawidzisz... nie gardzisz jego ojcem, wszak prawda?
— Ach, nie! nie! Przeciwnie! — zawołał Derossi z prawdziwém uczuciem.
I wówczas ojciec Krossiego uczynił ruch szybki, jakby chciał szyję Derossiego ramieniem otoczyć; ale się nie odważył, a natomiast wziął