że aż na drugim końcu teatru słychać było jéj kaszel. Na parterze zobaczyłem zaraz poczciwca Garrona i jasną główkę Nellego, który się przyciskał do jego ramienia; nieco daléj Garoffiego z swoim krogulczym nosem, który w ciągłym i wielkim był ruchu, zbierając drukowane katalogi uczni nagrodzonych, i miał ich już sporą pakę, aby z nich zrobić jakąś spekulacyę... o któréj dowiemy się jutro.
Nieopodal drzwi stał handlarz drzewem, wraz z swoją żoną, ubraną odświętnie, i z synem, który ma trzecią, nagrodę z drugiéj klasy; zdziwiłem się niepomału, nie widząc już jego czapki z kociéj skórki i kurtki orzechowéj; tym razem był ubrany jak jakie paniątko. W jednéj galeryi dostrzegłem na chwilę Wotiniego, w wielkim koronkowym kołnierzu; potém gdzieś znikł mi z oczu. Był téż w loży przy scenie, napełnionéj widzami, i kapitan artyleryi, ojciec Robettiego, tego, co chodzi o kulach, co to dziecko uratował.
O saméj drugiéj zagrała muzyka i na scenę, po schodach z prawéj strony, weszli jednocześnie: syndyk miasta, prefekt, asesor, prowedytor oraz wielu innych panów, całkiem czarno ubranych, którzy zaraz zasiedli na czerwonych fotelach, na przodzie sceny. Muzyka przestała grać. Wystąpił naprzód dyrektor szkół śpiewu z laseczką w ręku. Na pierwszy znak, dany ową laseczką przez niego, wszyscy chłopcy na parterze powstawali; gdy skinął laską raz drugi, zaczęli śpiewać. Było ich siedmiuset — zaczęli śpiewać jakąś pieśń prześliczną. Siedemset gło-
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/216
Ta strona została uwierzytelniona.