najmłodsi, Z pierwszéj wstępnéj, znalazłszy się już na scenie, nagle ulegali takiemu uczuciu zakłopotania i zawstydzenia, że już sami nie wiedzieli, co z sobą począć i gdzie się obrócić, a cały teatr wybuchał śmiechem.
Zjawił się jeden dzieciak malutki, istny Tomcio Paluch, z wielkim pękiem czerwonych wstęg na ramieniu, który szedł z trudnością i, przebiegając, drobnemi nóżkami zaplątał się w kobiercu upadł; prefekt go podniósł, postawił na nogi, a wszyscy się roześmieli i przyklasnęli. Inny chłopczyna stoczył się w dół ze schodków, kiedy już z swoją nagrodą miał schodzić na parter; dały się słyszeć okrzyki przestrachu, ale zaraz się uspokojono, bo nic mu się złego nie stało. Iluż to ich przeszło przez scenę, a jak rozmaitych! twarze i figlarne, i śmiałe, i przestraszone, i czerwone jak wiśnia, boba malutkie, śmiejące się do wszystkich, których rodzice, zaledwie schodzili na parter, porywali i uprowadzali z sobą. Ale gdy kolej na nasz wydział nadeszła, dopierom się téż ubawił! Przeszło wielu naszych znajomych. Zjawił się na scenie Koretti, od stóp do głów w nowiutkiém ubraniu, ze swoim pięknym, wesołym uśmiechem, ukazując raz wraz wszystkie swoje białe zęby; a jednak, kto wie, ile to wiązek drzewa przydźwigał był już dziś na barkach do sklepu! Syndyk, oddając mu świadectwo, położył mu rękę na ramieniu i zapytał go, od czego ma taki czerwony znak na czole. Ja spojrzałem na parter na jego rodziców i dostrzegłem, iż oboje się śmieją, zakrywając sobie usta ręką. Potém ukazał się Derossi, cały niebiesko
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/219
Ta strona została uwierzytelniona.