Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.

ubrany, z błyszczącemi guzikami, ze swemi jasnemi kędziorkami, zgrabny, wysmukły, z podniesionem czułem, tak piękny, tak miły, że byłbym mu posłał całusa; to też wszyscy ci panowie chcieli z nim mówić i uścisnąć mu rękę. Potém nauczyciel zawołał:
— Juliusz Robetti! — i ku scenie skierował się syn kapitana artyleryi, opierając się na kulach.
Setki chłopców wiedziały o jego zacnym czynie — w jednéj chwili wieść się o nim rozeszła, wybuchnął grom oklasków i okrzyków, aż zdawało się, że teatr zadrżał; mężczyźni z miejsc powstawali, panie zaczęły powiewać chustkami, a biedny chłopiec zatrzymał się w środku sceny, odurzony, pomięszany, drżący... Syndyk przyciągnął go do siebie, wręczył mu nagrodę, pocałował i, zdjąwszy z poręczy krzesła owe dwa wieńce z wawrzynu, które tam wisiały, wsunął je pomiędzy poprzeczki kul. Potém odprowadził go aż do loży obok sceny, gdzie siedział kapitan, jego ojciec, który, nachyliwszy się, podniósł go w górę... Po chwili Robetti znalazł się już w loży, wśród okrzyków nieopisanego zapału, gdyż od bravo! i eviva! aż teatr się trząsł. A tymczasem wciąż rozlegała się ta urocza i cicha muzyka skrzypcowa za ścianą i chłopcy nagrodzeni przesuwali się przez scenę: uczniowie z wydziału Konsolata, niemal wszystko synowie kupców, — z wydziału Wankilia, synowie rzemieślników, — z wydziału Bonkampani, gdzie wielu jest synów włościan, — z wydziału szkoły Rayneri, która była ostatnia. Zaledwie się rozdawanie nagród skończyło, siedmiuset chłopców z parteru zaśpie-