powalał opowiadanie miesięczne „Krew romańska,“ które przepisywałem dla murarczuka, który jest chory. Rozgniewałem się i powiedziałem mu grubiaństwo. On mi na to odrzekł z uśmiechem:
— Naumyślnie tego nie zrobiłem.
Powinienem był uwierzyć mu, bo go przecież znałem; ale nie podobało mi się, że się uśmiecha, i pomyślałem sobie: „Oho! że dostał nagrodę, zaraz zhardział!“ i po niejakiéj chwili, aby się zemścić, trąciłem go tak silnie, iż całą stronicę kajetu zepsuł na nic. Wówczas on, czerwoniutki ze złości, zawołał:
— Toś ty teraz naumyślnie zrobił!
I podniósł rękę, — nauczyciel to zobaczył, więc ją opuścił, lecz dodał:
— Czekam na ciebie za szkołą!
Mnie się jakoś przykro zrobiło, gniew już przeminął, pożałowałem tego, com uczynił. „Nie, Koretti naprawdę niechcący mnie potrącił. To dobry chłopiec“ pomyślałem sobie. Przypomniało mi się, jak to go widziałem w jego domu, jak pracował, jak troskliwie chorej matki doglądał, a potém i to, jak się cieszyłem, kiedy do nas przyszedł i jak się memu ojcu on podobał. Cóżbym dał za to, żeby módz cofnąć to grubiańskie słowo, którem mu powiedział, tę niegrzeczność, którą mu wyrządziłem! I pomyślałem sobie o radzie, jakąby mi niezawodnie dał w tym razie mój ojciec.
— Zawiniłeś? — powiedziałby.
— Tak.
— A więc go przeproś.
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.