Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/234

Ta strona została uwierzytelniona.

o ziemię na klęczki, przed szafą, i ścisnął mu silnie szyję między swemi nogami w taki sposób, aby go mógł — jeżeliby krzyknął — udusić odrazu, i trzymając nóż w zębach a latarkę w ręku, drugą ręką wydobył z kieszeni wytrych, wsadził go w zamek, pokręcił nim, złamał zamek, otworzył szafę, z pośpiechem wszystko przetrząsnął, wyładował sobie kieszenie, zamknął, znowu otworzył, znów szukał; potém uchwycił chłopca za gardło i zawlókł go napowrót tam, gdzie jego towarzysz trzymał za gardło staruszkę, zdrętwiałą, z przechyloną w tył głową, z otwartemi ustami.
Ten ostatni spytał pocichu:
— Znalazłeś?
Towarzysz odrzekł:
— Znalazłem.
I dodał:
— Idź, wyjrzyj przeze drzwi.
Ten, co trzymał staruszkę, puścił ją, pobiegł do drzwi od sadu, aby zobaczyć, czy niéma nikogo, i z izby, głosem do świstu podobnym, szepnął:
— Chodź.
Ten, co się był został i co trzymał jeszcze Ferruczia, pokazał nóż chłopakowi i staruszce, która zaczynała otwierać oczy, i powiedział:
— Ani głosu, rozumiecie? bo wrócę i pozarzynam was!