Wszyscy trzej pędem wróciliśmy na górę.
— Garrone! — zawołał murarz z twarzą zmienioną — nazwał cię po imieniu; on, co już od dwóch dni nic nie mówił, zawołał ciebie, chce ciebie widzieć, chodź prędzéj! Ach! Boże! Boże! gdybyż to był dobry znak!
— Do widzenia! — powiedział Garrone do nas — ja zostaję.
I wbiegł do mieszkania z ojcem chorego.
Derossi miał pełne oczy łez. Ja mu powiedziałem:
— Czy nad murarczukiem płaczesz? On przemówił, ozdrowieje, zobaczysz.
— Tak sądzę — odrzekł Derossi, — ale w tej chwili nie o nim myślałem... Myślałem, jaka to zacna, poczciwa dusza ten Garrone!
Masz sobie zadaném opisać pomnik Hrabiego Cavour’a. Lecz kim był Hrabia Cavour, tego dziś jeszcze nie potrafisz zrozumiéć. Dziś wiedz to jedynie: był on przez wiele lat ministrem Piemontu; on to wojsko piemonckie posłał do Krymu, aby podnieść blaskiem zwycięztwa nad Czarną, rzeką, naszą, sławę wojenną, przyćmioną przez przegrane pod Nowarą; on to sprowadził z wyżyn alpejskich sto pięćdziesiąt tysięcy Francuzów, aby wypę-