nie czułem takiéj radości, jak tego poranku, gdym spostrzegł mamę, czekającą na mnie w ulicy. I, biegnąc na jéj spotkanie, zaraz jéj to powiedziałem.
— Taki jestem ucieszony: i cóż to takiego, co mnie czyni dzisiaj tak wesołym?
A moja matka odpowiedziała mi z uśmiechem, że to jest piękna, wiosenna pogoda i czyste sumienie.
O saméj dziesiątéj ojciec mój zobaczył przez okno Korettiego, handlarza drzewem, i jego synka, którzy czekali na mnie na placu, i powiedział:
— Henryku, już są. Idź patrzeć na twégo króla.
Ja pędem zbiegłem ze schodów. Ojciec i syn Koretti byli jeszcze bardziéj ożywieni niż zwykle i nigdy podobieństwo pomiędzy nimi nie wydało mi się większe, jak tego poranku; ojciec miał przy kurtce swej medal za waleczność oraz dwa inne pamiątkowe, wąsiki podczesane do góry i ostre jak szpilki. Ruszyliśmy zaraz w drogę ku stacyi drogi żelaznéj, gdyż król miał przyjechać o wpół do jedenastéj. Koretti ojciec palił fajeczkę i zaciera! sobie ręce,
— Wiecie — mówił jeszcze, — nie widziałem go już dawno. Bagatela, piętnaście lat i sześć mie-