Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/253

Ta strona została uwierzytelniona.



OCHRONKA.
4, wtorek.

Moja matka, jak mi to obiecała, zaprowadziła mnie wczoraj po śniadaniu do ochronki dla dzieci, na Corso Valdecco, dokąd się udała, aby przełożonéj polecić małą siostrzyczkę Prekosiego. Ja nigdy nie widziałem ochronki. Jakżem się ubawił! Dwieście dziewczynek i chłopczyków, tak małych, że nasze, z pierwszéj wstępnéj, to ludzie dorośli w porównaniu do nich. Przybyliśmy właśnie w chwili, kiedy wchodziły jedne za drugiemi, sznurem, do refektarza, gdzie były dwa niezmiernie długie stoły, z niezliczonemi okrągłemi otworami, a w każdym otworze czarna miska, pełna ryżu i fasoli, i łyżka cynowa obok miski. Wchodząc, niektóre potykały się i padały na podłogę, i już tak leżały, dopóki nauczycielki nie nadbiegły, aby je podnieść i postawić na nogi. Wiele z nich zatrzymywało się przed miską, myśląc, że to ich miejsce, i zaraz za łyżkę i daléj zajadać, aż przychodziła nauczycielka, mówiąc:
— Naprzód! naprzód!
A one posuwały się naprzód jakie cztery kroki i z innéj miski znowu czerpały; i jeszcze nie to ich miejsce; więc daléj; aż nareszcie stawały przed swoją miską, zjadłszy po drodze to tu, to tam po łyżeczce, co najmniéj z jakie pół porcyi kaszki. Nakoniec, posuwając, prowadząc, wołając: — Nie