tam! nie tu! — udało się nauczycielkom wszystkie dzieciaki uszykować w porządku i rozpoczął się pacierz.
Lecz wszystkie te, z szeregu w głębi, które dla modlitwy musiały odwrócić się plecami od miseczki, coraz główki wykręcały w tył i z ukosa poglądały na kaszkę, aby jéj z oka nie spuszczać i pilnować, by nikt się do niéj nie zabrał — i tak się modliły ze złożonemi rączkami, oczy podnosząc ku niebu, ale z sercem przy misce z jedzeniem.
Potém jeść zaczęły. Ach, cóż to za śmieszny widok! Jedno jadło dwiema łyżkami, inne pakowało kaszę do buzi rękami, wiele z nich wybierało z miseczki fasolę i chowało ją, sobie do kieszeni; jeszcze inne zawijały ją w swoje fartuszki i piąstką po niéj biły, aby zrobić ciasto. Były i takie, co nie jadły, zapatrzywszy się na latające muchy, a niektóre, zakrztusiwszy się, kaszlały, aż ryż jak grad przez usta i nosek rozsypywał się wkoło. Istny kurnik! Ale to było zabawne.
Ładnie wyglądały dwa szeregi dziewczynek — wszystkie miały włosy związane na czubku głowy wstążeczką czerwoną, niebieską lub zieloną. Jedna z nauczycielek zapytała naraz osiem dziewczynek, stojących przy niéj:
— Gdzie się ryż rodzi?
Wszystkie osiem otworzyły szeroko buzie, pełne kaszy ryżowéj, i odpowiedziały razem, śpiewając:
— Rodzi się w wodzie.
Potém nauczycielka zakomenderowała:
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/254
Ta strona została uwierzytelniona.