Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/264

Ta strona została uwierzytelniona.

dziła się woń rozkoszna. Mój ojciec był wesół i od czasu do czasu otaczał mi szyję ramieniem, rozmawiając ze mną jak z przyjacielem i patrząc na okolicę. — Biedny Krozetti! — mówił. — Po moim ojcu jest to najpierwszy człowiek, od którego doznałem miłości i który mi wiele zrobił dobrego. Nigdy już, przez całe życie, nie zapomniałem niektórych jego dobrych rad, a także pewnych wymówek oschłych, ostrych, po których, gdym wracał do domu, cóś mnie za gardło ściskało. Miał ręce grube i krótkie. Zdaje mi się, że go jeszcze widzę, jak wchodzi do szkoły, jak stawia laskę w jednym kątku i płaszcz wiesza na wieszadle, zawsze tak samo, zawsze tym samym ruchem. I usposobienie miał zawsze to samo, zawsze sumienny, pełen dobrych chęci, uważny, jakby codzień po raz pierwszy rozpoczynał swój nauczycielski zawód. Pamiętam, jakbym go dziś słyszał, jak na mnie woła:.. „Bottini, ej Bottini! wskazujący i środkowy palec na pióro!“ Musiał się bardzo odmienić przez te czterdzieści cztery lata.
Zaledwieśmy wysiedli w Condove, zaraz poszliśmy szukać naszéj dawnéj ogrodniczki z Chieri, która ma sklepik w małej uliczce. Zastaliśmy ją z jéj dziećmi; bardzo się ucieszyła, widząc nas, opowiadała nam o mężu, który ma niezadługo powrócić z Grecyi, gdzie już od trzech lat pracuje, i o swojej córce, która jest w Zakładzie głuchoniemych w Turynie. Potem pokazała nam, którędy mamy iść, aby znaleźć mieszkanie nauczyciela,