gdzie kraje przecięte siecią kanałów, na koniach — gdzie stepy rozległe, na sankach — gdzie śniegi głębokie, przez doliny i wzgórza, przez potoki i gaje, po górskich samotnych drożynach, pojedyńczo, po dwoje, gromadkami, w długich szeregach, wszystkie z książkami pod pachą. Wystaw sobie to olbrzymie mrowisko dziatwy stu narodów, ten ruch niezmierny, w którym i ty udział bierzesz, i pomyśl: gdyby ten ruch ustał, ludzkość wpadłaby napowrót w barbarzyństwo; ten ruch — to postęp, to nadzieja, to chluba świata. Nie bądź-że opieszałym, mój synu.
Nie będę opieszałym uczniem, o, nie! Ale jeszczebym chętniéj szedł do szkoły, gdyby nauczyciel codzień opowiadał nam taką prześliczną powiastkę, jak dzisiejszego rana. Oświadczył, że co miesiąc nam jednę taką opowie, a treścią jéj będzie zawsze jakiś czyn prawdziwy i piękny, spełniony przez jakiego chłopca. Tytuł tego pierwszego opowiadania jest: „Mały chłopiec z Padwy.”
Treść jego taka: