Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/282

Ta strona została uwierzytelniona.

ra. W sobotę wieczorem umarła. Wczoraj rano, zaledwieśmy weszli do klasy, nauczyciel powiedział do nas:
— Biednego Garrona spotkało największe nieszczęście, jakie może spotkać dziecko: Matka, umarła. Jutro on wróci do klasy. Otóż, proszę was, dzieci, uszanujcie straszną, boleść, która mu duszę rozdziera. Kiedy przyjdzie, powitajcie go serdecznie, ale poważnie; ani z żarcikiem, ani ze śmiechem nie zwracajcie się do niego, pamiętajcie o tém.
I otóż dzisiejszego rana, nieco późniéj niż inni, wszedł biedny Garrone. Coś mnie w sercu ukłuło na jego widok. Był blady, wychudzony, oczy miał zaczerwienione i chwiał się na nogach; zdawało się, jakby miesiąc ciężko chorował; trudno niemal było go poznać; ubranie miał całkiem czarne; wzbudzał niezmierną litość. Nikt słowa nie wyrzekł; wszyscy w milczeniu patrzyli na niego.
Zaledwie wszedł, na widok téj szkoły, do któréj jego matka niemal codzień przychodziła po niego, i téj ławki, nad którą się ona tyle razy pochylała w dniu egzaminów, aby mu udzielić ostatnich rad, i gdzie on tak często o niéj myślał, czekając, prędko téż lekcye się skończą, by już biedz na jéj spotkanie — nieborak wybuchnął głośnym, rozpaczliwym płaczem.
Nauczyciel przyciągnął go ku sobie, przycisnął do piersi i rzekł:
— Płacz, płacz, biedaku, ale nie rozpaczaj.Twojej matki już tu niéma, ale ona ciebie widzi, ona cię jeszcze kocha, ona żyje jeszcze przy tobie