iż jest nieco podobny do Korettiego, z twarzy, ale bardziéj czerwony. Jego ojciec i matka mieli oczy wlepione w stół.
Tymczasem wszyscy chłopcy z przedmieścia Po, którzy się znajdowali koło nas, wysuwali się naprzód, poruszali rękami, aby się dać widziéć swemu towarzyszowi, wołali go zcicha po imieniu:
— Pin! Pin! Pinot!
I nareszcie, tak ciągle wołając, udało im się zwrócić na siebie jego uwagę. Chłopiec spojrzał na nich i ukrył uśmiech, zasłaniając się kapeluszem.
Nagle wszystkie straże zaprezentowały broń.
Wszedł syndyk w towarzystwie wielu panów.
Syndyk, cały biały, z wielką wstęgą trójbarwną, stanął przed stołem, — wszyscy inni za nim, z dwóch stron.
Muzyka przestała grać; syndyk skinął ręką, wszyscy się uciszyli.
Zaczął mówić. Pierwszych wyrazów nie mogłem dobrze dosłyszeć, ale zrozumiałem, iż opowiada o bohaterskim czynie chłopca. Potém głos jego się podniósł i tak dobitnie, tak dźwięcznie rozszedł się po całym dziedzińcu, żem już ani słówka nie stracił.
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/289
Ta strona została uwierzytelniona.