nów do Andów“ i przemyśliwałem nad tem, coby tu obrać za przedmiot do ćwiczenia piśmiennego, którego treść nam do wyboru pozostawił nauczyciel, kiedy usłyszałem niezwykły gwar głosów na schodach, zaś po chwili do mieszkania naszego weszło dwóch strażaków, którzy poprosili mego ojca o pozwolenie obejrzenia pieców i kominów, gdyż na dachu palił się dymnik, a nie wiadomo było, do którego mieszkania należy. Mój ojciec powiedział:
— Najchętniéj, bardzo proszę.
I chociaż nie rozpalaliśmy jeszcze wcale ognia od wczoraj, oni jednak zaczęli chodzić po pokojach i przykładać ucho do ścian, aby słyszeć, czy huczy płomień w szyjach komina, które idą na inne piętra domu.
A mój ojciec mi powiedział, podczas gdy strażacy chodzili po pokojach:
— Henryku, oto i masz przedmiot do twego wypracowania: strażacy. Spróbuj opisać to, co ci opowiem: Widziałem ich przy pracy, przed dwoma laty, pewnego wieczora, gdym wychodził późno już, bo po ukończoném przedstawieniu, z teatru Balbo. Wchodząc na ulicę Roma, zobaczyłem światło niezwykłe i falę ludu, która nadbiegała zewsząd: jeden z domów stał w płomieniach: języki ognia i chmury dymu wydobywały się z okien i dachu; kobiety i mężczyźni ukazywali się i nikli w oknach, wydając rozpaczliwe okrzyki; przed bramą był wielki tłok; ludzie krzyczeli: „Żywcem się spalą! Ratunku! Strażaków!“ W téj chwili
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/301
Ta strona została uwierzytelniona.