nadjechał powóz, zeskoczyło zeń czterech strażaków; byli to czteréj pierwsi, jacy się znaleźli w ratuszu, i wpadli do domu. Zaledwie weszli, gdy zobaczyliśmy rzecz straszną: jakaś kobieta ukazała się w oknie na trzeciém piętrze, z krzykiem przeraźliwym uchwyciła się żelaznéj poręczy, sięgającéj do pół okna, przerzuciła przez nią nogę i, trzymając się jéj, niemal zawisła w powietrzu pod dymem i ogniem, co ją prawie lizał po głowie. Tłum wydał okrzyk zgrozy. Strażacy, zatrzymani przez omyłkę na drugiem piętrze przez przeróżnych mieszkańców, już jednę ścianę wybili i wpadli do jakiegoś pokoju od ulicy, gdy sto głosów ich ostrzegło: „Na trzecie piętro! Na trzecie piętro!“ Wpadli na trzecie piętro. Tu był zamęt piekielny, belki z dachu spadały, kurytarze pełne ognia, dym dusił. Aby się dostać do pokoju, gdzie byli mieszkańcy zamknięci, nie pozostawało innéj drogi, jak tylko przez dach. Natychmiast rzucili się na dach i w chwilę potém ukazał się człowiek na dachu, jak czarne widmo uwijający się wśród dymu. Był to kapral, ten, co się tam dostał najpierwszy. Ale, żeby dotrzeć do mieszkania, do którego przystęp zamykały płomienie, należało przebyć wązkie pasmo gzymsu pomiędzy okienkiem na dachu i rynną; wszystko inne dokoła pałało, a owo wązkie pasemko było pokryte lodem i śniegiem i nie było za co się uczepić. „Nie podobna, aby poszedł!“ — wołał tłum na dole. Kapral zbliżył się do krawędzi dachu; wszyscy drgnęli, i, dech zatrzymując, nie spuszczali zeń oka. Przeszedł; olbrzymi okrzyk radości wydobył się z tłu-
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/302
Ta strona została uwierzytelniona.