mego, który patrzył na niego z politowaniem i mówił mu na ucho: „Twoja matka umarła.“
I wtedy biedaczek nagle się budził, tłumiąc okrzyk przerażenia. Jednak po przebyciu cieśniny Gibraltarskiéj, na pierwszy widok oceanu Atlantyckiego, odzyskał nieco nadziei i odwagi. Ale niedługo to trwało. To olbrzymie, wiecznie jednakowe morze, upał wzrastający, smutek wszystkich tych biednych ludzi, którzy go otaczali, poczucie własnego osamotnienia, wszystko to znowu go w uprzedni stan ciężki wprawiło. Dnie, które następowały po sobie, jednostajne, puste, długie, mięszały się w jego pamięci, jak się to chorym zdarza. Zdawało mu się, że już rok cały jest na morzu. I co rano, budząc się, doznawał nowego zdziwienia, że się znalazł tu sam jeden, wśród niezmierzonych obszarów wodnych, w drodze do Ameryki. Piękne ryby latające, które od czasu do czasu spadały na okręt, owe cudne zachody słońca podzwrotnikowe, ze swemi olbrzymiemi chmurami barwy krwi i płomieni i owe fosforescencye nocne, które sprawiają, iż cały ocean zdaje się płonąć jakby morze lawy, nie robiły na nim wrażenia rzeczy prawdziwych, lecz jakichś zjawisk cudownych w senném marzeniu.
Bywały dnie niepogody, podczas których siedział ciągle zamknięty w sypialni pod pokła-
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/311
Ta strona została uwierzytelniona.