Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/315

Ta strona została uwierzytelniona.

który zawiózł ich w pobliże wybrzeża, z tego parowca przesiadł się do łodzi, która nosiła szumne miano Andrzeja Doryi, wylądował na tamie kamiennéj w porcie, pożegnał swego starego przyjaciela Lombardczyka i poszedł wielkiemi krokami ku miastu.
Znalazłszy się na początku pierwszéj ulicy, zatrzymał pierwszego przechodnia, którego napotkał, i poprosił go o wskazanie mu, w którą stronę ma się udać, aby trafić na ulicę de los Artes. Zatrzymał był właśnie robotnika włoskiego. Ten popatrzył z ciekawością na chłopca i zapytał go, czy umie czytać. Marek skinął głową twierdząco.
— A więc — powiedział robotnik, wskazując mu ulicę, z któréj sam wychodził — idź tędy, prosto, prosto, czytając nazwy ulic poprzecznych na wszystkich rogach; w ostatku znajdziesz i tę, któréj szukasz.
Chłopiec podziękował i poszedł ulicą, którą miał przed sobą.
Była to ulica prosta i niezmiernie długa, ale wązka; po obu jéj stronach stały domy nizkie i białe, podobne do małych willi; na ulicy pełno było ludzi, powozów, wielkich wozów, ruch niezwykły, hałas ogłuszający; a tu i owdzie powiewały wywieszone olbrzymie chorągwie barw roz-