Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/317

Ta strona została uwierzytelniona.

wnego był pod numerem 175. Jeszcze kroku przyśpieszył, teraz biegł już prawie; przy numerze 171 musiał się zatrzymać, aby tchu złapać. I powiedział do siebie: „O mamo moja! mamo! Czyż to prawda, że ciebie zobaczę za chwilę!” Pobiegł naprzód, znalazł się przed małym sklepem z drobnym towarem. To ten sam. Zajrzał do środka. Zobaczył kobietę o siwych włosach, w okularach.
— A co to chcesz, chłopcze? — spytała go ona po hiszpańsku.
— Czy to nie jest sklep Franciszka Merelli? — zapytał Marek, ledwie mogąc mówić ze wzruszenia.
— Franciszek Merelli umarł — odrzekła kobieta, tym razem po włosku.
Chłopiec doznał takiego wrażenia, jak gdyby go kto z całej siły w pierś uderzył.
— Kiedy umarł?
— O, już dość dawno — odrzekła kobieta, — przed wielu miesiącami. Źle mu szły interesa, uciekł. Powiadają, że się udał do Bahia Bianca, bardzo ztąd daleko. I umarł zaraz po przyjeździe. Sklep do mnie należy.
Chłopiec zbladł. Potém rzekł szybko:
— Merelli znał moją matkę, moja matka była tu w służbie u pana Mequinez. On jeden mógł