— Pieniędzy wszak nie masz!
— Jeszcze mam... niewiele — odpowiedział Marek.
Pan myślał znowu przez jakie pięć minut, potém usiadł przy stole, napisał jakiś list, zapieczętował go i, podając chłopcu, powiedział:
— Słuchaj, Italianino. Idź z tym list do Boka. Jest to małe miasteczko, napół genueńskie, o dwie godziny drogi ztąd odległe. Każdy potrafi wskazać ci, którędy masz iść, aby tam zajść. Pójdziesz więc tam i odnajdziesz tego pana, do którego ten list adresowany i którego wszyscy tam znają. List mu oddasz. On wyprawi cię jutro w podróż do miasta Rosario i poleci ciebie komukolwiek, co tam mieszka, a ten już pomyśli o tém, abyś mógł daléj jechać do Kordowy, gdzie znajdziesz rodzinę Mequinez i twoją matkę. Tymczasem weź to.
I wsunął mu w rękę kilka lirów.
— Idź, nie trać odwagi; tu wszędzie napotkasz rodaków, nie opuszczą ciebie. Adios.
Chłopiec powiedział: „Dziękuje,“ bo innych słów nie mógł znaleźć, wyszedł ze swym tobołkiem i, pożegnawszy się ze swym małym przewodnikiem, powoli ruszył w stronę Boka, przez gwarne, wielkie miasto, smutny i przygnębiony.
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/321
Ta strona została uwierzytelniona.