Wszystko to, co go spotkało od chwili wyjścia na ląd Ameryki aż do wieczora dnia następnego pozostało późniéj w jego pamięci niejasne i pomięszane, jakby jakieś gorączkowe widziadła — tak dalece był bowiem zmęczony, odurzony, znękany. Następnego dnia, o zmroku, po spędzeniu nocy w izdebce jakiegoś domku w Boka, obok tragarza z portu, który mocno chrapał, — po spędzeniu całego dnia na stosie bierwion, na wybrzeżu, gdzie odurzony patrzył ciągle na tysiące statków, łodzi i parowców, co stały i uwijały się na wodzie przed jego oczami — nasz biedak znalazł się wreszcie na pokładzie wielkiéj łodzi żaglowéj, naładowanéj owocami i jarzynami, która odpływała do miasta Rosario z trzema silnymi, krzepkimi Genueńczykami, o twarzach, co barwę spiżu przybrały od palących promieni słonecznych, którzy pełnili na niéj służbę okrętową. Głosy tych ludzi i dźwięki mowy ojczystéj nieco uspokojenia i otuchy wlały w jego serce.
Odbili od brzegu. Podróż trwała trzy dni i cztery noce, coraz w nowe zdumienie wprawiając małego podróżnika. Bo téż, co prawda, powodów do podziwu nie brakło. Trzy dni i cztery noce na téj olbrzymiéj rzece Parana, w porównaniu z którą nasza wielka rzeka Po jest sobie skromnym strumykiem, a cała długość Italii, cztery
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/322
Ta strona została uwierzytelniona.