wa!... Pracować... łatwo to powiedzieć. A no, spróbujmy. Czyżby już nie było sposobu zebrać trzydzieści franków wśród tylu rodaków?
Chłopak patrzył na niego, a nadzieja zaczynała zwolna wstępować mu w serce.
— Chodź ze mną — powiedział wieśniak.
— Dokąd? — zapytał chłopiec, podnosząc z ziemi tobołek.
— Chodź ze mną.
Wieśniak poszedł przodem, Marek za nim; razem przeszli tak długi kawał drogi, nie mówiąc ani słowa. Wieśniak zatrzymał się wreszcie przede drzwiami gospody, która miała na szyldzie wymalowaną gwiazdę z napisem u spodu: Pod gwiazdą Italii[1]; zajrzał do środka i, zwracając się do chłopaka, rzekł wesoło:
— Przychodzim w dobrą chwilę.
Weszli do dużéj izby, gdzie stało kilka stołów, dokoła których siedziało wielu mężczyzn, popijając wino i rozmawiając głośno. Stary Lombardczyk zbliżył się do pierwszego stołu i ze sposobu, w jaki powitał sześciu ludzi, którzy przy nim siedzieli, łatwo poznać było, że niedawno się był z nimi pożegnał. Biesiadnicy mieli zaczerwienione twarze i brzękali szklankami, wykrzykując i śmiejąc się na głos.
- ↑ Gwiazda, herb Italii.