Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/332

Ta strona została uwierzytelniona.

oprócz niezmierzonej pustyni, usianej małemi, karłowatemi drzewinami, o pniach i gałęziach powykrzywianych dziwacznie, jakby z rozpaczy, udręczenia lub gniewu; roślinność ciemna, rzadka i smutna, która nadawała równinie podobieństwo do olbrzymiego cmentarza. Drzemał pół godziny, odmykał oczy, znowu patrzył: zawsze ten sam widok.
Stacye kolei były ciche, samotne, jak domki pustelników; a kiedy pociąg stawał, ani jeden głos się nie odezwał; zdawało mu się, że w całym pociągu tylko on sam się znajduje, opuszczony, zabłąkany wśród pustyni. Sądził, że każda nowa stacya już będzie ostatnią i że potém znajdzie się w tajemniczéj i strasznéj krainie dzikich ludzi. Chłodny, ostry wiatr szczypał mu twarz.
Wsadzając go na statek w Genui, przy końcu kwietnia, ani brat, ani ojciec nie pomyśleli o tém, że w Ameryce chłopak zastanie zimę, i nie zaopatrzyli go w ciepłą odzież. Po upływie kilku godzin zaczął cierpieć dotkliwie od chłodu, a wraz z chłodem i od znużenia dni uprzednich, tak pełnych wzruszeń gwałtownych i nocy bezsennych i niespokojnych. Usnął, spał długo i obudził się cały skostniały od zimna; czuł się niezdrów. I wówczas ogarnęło go przerażenie okropne na myśl, iż może się rozchorować i umrzéć w podróży i że go rzu-