cą tam, wśród tej bezludnéj pustyni, gdzie ciało jego rozszarpią psy i ptactwo drapieżne, jak te ciała koni i krów, które spostrzegał od czasu do czasu przy drodze i od których odwracał oczy ze wstrętem.
W tém niedomaganiu pełném niepokoju, które podniecało jego wyobraźnię, wszystko mu się ukazywało w najczarniejszych barwach. I zkądże ta pewność, że w Kordowie ma znaleźć matkę koniecznie? A gdyby jéj tam nie było? Jeżeli ten pan z ulicy de los Artes się pomylił? Jeżeli umarła? — I z temi myślami usnął powtórnie i śniła mu się Kordowa w nocy i zdawało mu się, że ze wszystkich drzwi i okien wołają do niego: „Niema! Niema! Niema!“ Zbudził się, drgnąwszy gwałtownie, przerażony, i zobaczył w głębi wagonu trzech mężczyzn brodatych, owiniętych w jaskrawe szale, którzy patrzyli na niego, rozmawiając między sobą pocichu; i nagle przyszło mu na myśl, że to mogą być zbóje i że chcą go zamordować, aby mu zabrać tobołek; wyobraźnia jego, już podniecona gorączkowo, jeszcze silniéj działać poczęła; a trzéj mężczyźni ciągle na niego patrzyli; jeden z nich wstał, zbliżając się ku niemu; — wówczas on, od zmysłów z przerażenia odchodząc i biegnąc na jego spotkanie z rozpostartemi ramionami, zawołał:
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/333
Ta strona została uwierzytelniona.