zgodziła, a ona, płacząc, odmawiała stanowczo. Już na tydzień przedtém najlepszy lekarz-chirurg z Tukumanu przyjeżdżał nadaremnie.
— Nie, drodzy państwo — mówiła biedna kobieta, — nie warto tego próbować; już nie mam sił tyle, abym operacyę przeniosła... umarłabym pod nożem chirurga. Lepiéj więc niech umrę spokojnie. Już teraz nie dbam o życie. Wszystko dla mnie skończone. Lepiéj, abym umarła przed tém, nim się dowiem, jakie nieszczęście moją rodzinę spotkało.
A jéj państwo, pomimo to, nie przestawali jéj pocieszać i dodawać odwagi; mówili jéj, że na listy ostatnie, wysłane prosto do Genui, pewnie w krótkim czasie odbierze pomyślną odpowiedź; prosili ją, aby dla miłości swych dzieci zgodziła się na operacyę, póki czas jeszcze po temu. Ale ta myśl o dzieciach tylko wzmagała jéj smutek, niepokój i owo przygnębienie, które nią już oddawna owładło. Na takie słowa wybuchała płaczem.
— O, moje dzieci! moje wy biedne dzieci! — wołała, załamując ręce — może już was niéma na świecie! Ach, lepiéj, abym i ja umarła. Dziękuję wam, dobrzy państwo, dziękuję z całego serca. Ale lepiéj, żebym umarła. Przecież i z operacyą, jestem tego pewna, umarłabym tak samo. Bóg
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/347
Ta strona została uwierzytelniona.