Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/348

Ta strona została uwierzytelniona.

wam zapłać, drodzy państwo, za wasze starania. Ale nie potrzeba, aby pojutrze przyjeżdżał lekarz. Ja chcę umrzéć. Już to widać takie moje przeznaczenie, żebym tu umarła. Już tak postanowiłam.
A oni jeszcze ją pocieszali i powtarzali:
— Nie mówcie tego, dobra kobieto.
I brali ją za ręce i prosili gorąco. Lecz ona wówczas, osłabiona, zamknęła oczy i wpadała w rodzaj uśpienia czy omdlenia, w którém wyglądała jak martwa. Państwo zaś stali jeszcze przez pewien czas u jéj łóżka, patrząc z litością i żalem, przy bladém świetle nocnéj lampki, na tę matkę tak zacną, która, aby wybawić rodzinę od nędzy, żyła od niéj w takiém oddaleniu, w ciężkiéj pracy, i która teraz, nieboga, miała umrzeć na obczyźnie, o sześć tysięcy mil od swego kraju, umrzéć, wycierpiawszy już tyle, ona, ta matka, tak pełna poświęcenia, taka dobra, taka nieszczęśliwa!
Następnego dnia, bardzo rano, z tobołkiem na plecach, pochylony, kulejąc, ale pełen otuchy, wchodził Marek do Tukumanu, jednego z najmłodszych i najbardziéj kwitnących miast rzeczypospolitéj Argentyńskiéj. Zdawało mu się, że widzi Kordowę, Rosario, Buenos-Aires: były to te same ulice proste i niezmiernie długie, te same domki nizkie i białe; ale wszędzie roślinność nowa, wspaniała i bujna; powietrze wonne, światło słoneczne silne