nosić; a cała jego mężna i szlachetna krew genueńska napływała mu do serca gorącą falą — czuł się zadowolonym z siebie, odważnym, szczęśliwym, I dziwna zmiana zaszła w nim w téj chwili: oto podczas gdy dotąd w jego pamięci obraz matki zarysowywał się nieco przyćmiony i niewyraźny wskutek dwóch lat oddalenia od niéj, naraz ten drogi obraz dziwnie jasno stanął mu przed oczami. Znowu ją widział tak wyraźnie, jakby z nią się wczoraj pożegnał; widział ją blizko, tuż przed sobą, i wyraz jéj oczu, i ust, i właściwe jéj postawy, i wszystkie jéj ruchy i odbicia jéj różnych myśli na twarzy. I podniecony temi wspomnieniami przyśpieszał kroku, a miłość i rozczulenie niewymowne, bez granic, napełniało mu serce i łzy spokojne a słodkie spływały mu po policzkach.
Idąc naprzód, w ciemnościach, mówił do niéj, powtarzał słowa, które miał wkrótce do jéj ucha wyszeptać: „Jestem tu, droga mamo, przyszedłem do ciebie, nigdy się już nie rozstaniem; razem wrócimy do domu i na okręcie będę zawsze przy tobie, przytulony do ciebie, i nikt mnie już nigdy nie oderwie od ciebie, nikt, nigdy, póki twego życia.” I nie spostrzegał tymczasem, jak na wierzchołkach olbrzymich drzew srebrzyste światło księżyca konało zwolna w białych blaskach jutrzenki.
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/355
Ta strona została uwierzytelniona.