zbliżenie się końca szkolnego roku. Drzewa w ogrodzie, całe w liściach i w kwiecie, rzucają cień gęsty na gimnastyczne przyrządy. Uczniowie już się ubrali po letniemu. Miło teraz patrzéć, przy wyjściu z klasy, jak to wszystko inaczej wygląda, niż poprzednich miesięcy. Włosy, sięgające dawniéj aż prawie na ramiona, teraz ostrzyżone krótko, przy saméj głowie; wszędzie widać obnażone kolana i szyje; kapelusze słomiane rozmaitych kształtów, opasane wstążkami, których długie końce spadają na plecy; koszulki i krawaty barw przeróżnych; cała najmłodsza dzieciarnia przybrana w coś czerwonego lub niebieskiego: to kokardkę, to wypustkę, to wstążeczkę jaskrawą, w które matki postroiły nawet najuboższe, chcąc, aby ładnie wyglądały; a niejedno z nich przybiega do szkoły bez kapelusza, jakby z domu uciekło. Niektórzy chłopcy kładną na lekcyę gimnastyki białe ubranie. Jest pewien chłopczyna u nauczycielki Delkati, cały od stóp do głowy ustrojony czerwono, jak rak ugotowany. Wielu przyodziało marynarskie ubrania. Ale najpiękniéj wygląda nasz murarczuk, który ustroił się w słomkowy kapelusz, a to mu nadaje podobieństwo do świeczki z daszkiem — i gdy z pod niego zrobi tę swoją zwykłą minę, niepodobna się powstrzymać od śmiechu. I Koretti również zamienił swoją czapeczkę z kociéj skóry na starą czapkę z szarego jedwabiu, jakich zwykle używają w podróżach koleją. Wotini ma ubranko szkockie, tak eleganckie, iż wygląda w niem jak laleczka sklepowa; Krossi ukazuje pierś obnażoną; Prekossi cały niemal się chowa
Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/362
Ta strona została uwierzytelniona.